Dziś wkraczamy w fascynujący świat, który daje nam możliwość eksploracji i odkrywania Barry (pies z Treblinki) z zupełnie nowej perspektywy. Barry (pies z Treblinki) to temat, który przykuł uwagę milionów ludzi na całym świecie, czy to ze względu na jego znaczenie historyczne, kulturowe czy naukowe. W tym artykule zagłębimy się w Barry (pies z Treblinki), badając jego pochodzenie, wpływ na dzisiejsze społeczeństwo i możliwe implikacje na przyszłość. Dołącz do nas w tej podróży pełnej odkryć i nauki, podczas której będziemy odkrywać tajemnice i cuda, jakie przygotował dla nas Barry (pies z Treblinki).
Barry, w niektórych źródłach występujący pod imieniem Bari – pies służący w niemieckich nazistowskich obozach zagłady w Sobiborze i Treblince. W pamięci ocalałych z Treblinki nierozerwalnie związany z osobą Kurta Franza; razem tworzyli tandem będący postrachem więźniów.
Barry był mieszańcem z dominującymi cechami bernardyna. Miał umaszczenie białe z czarnymi plamami. Był psem o bardzo dużych rozmiarach, świadkowie wspominali, że wielkością przypominał cielaka[1]. Według esesmana Ericha Bauera skacząc był w stanie powalić na ziemię dorosłego człowieka[2].
Wiosną i latem 1942 roku był jednym z trzech psów służących w obozie zagłady w Sobiborze. Esesman Kurt Bolender twierdził, że dał się tam poznać jako bardzo agresywne zwierzę. Pewnego razu miał zaatakować samego Bolendera, a przebywając poza terenem obozu pogryźć polskiego cywila. Więcej informacji dostarczają relacje ocalałych Żydów. Wspominali oni, że Barry był postrachem obozu, gdyż esesmani – w szczególności Paul Groth i wspomniany Bolender – z upodobaniem szczuli nim więźniów. Niekiedy atak psa kończył się śmiercią ofiary[3].
Pod koniec sierpnia 1942 roku komendant Sobiboru, Franz Stangl, został przeniesiony na stanowisko komendanta obozu zagłady w Treblince. Prawdopodobnie zabrał wtedy ze sobą Barry’ego[4]. W Treblince pies znalazł się pod opieką jego zastępcy Kurta Franza. Był on uznawany za najokrutniejszego członka obozowej załogi[5][6]. Franz i Barry stworzyli tandem, który stał się postrachem więźniów[7][8][9].
Barry jeszcze w Sobiborze został wyszkolony, aby na komendę „człowieku bierz psa”[a] rzucać się na więźniów[10]. Franz notorycznie szczuł nim upatrzone ofiary. Czasami wystarczyło jednak, iż tylko krzyknął na więźnia, by Barry rzucił się do ataku. Więźniowie byli przekonani, że psa specjalnie wyszkolono, aby gryzł w okolicach genitaliów. Fakt, iż szczególnie często atakował w okolicach pośladków i podbrzusza można jednak tłumaczyć również tym, że wzrostem sięgał dorosłemu człowiekowi do pasa. Ze względu na jego duże rozmiary atak często kończył się poważnym okaleczeniem, a w skrajnych wypadkach nawet śmiercią ofiary. Najbardziej zagrożeni byli wyczerpani więźniowie. Świadkowie wspominali, że Barry z łatwością powalał ich na ziemię i „rozszarpywał do granicy rozpoznawalności”. Nierzadko okaleczeni przez psa Żydzi byli zabijani na miejscu przez Franza lub wysyłani na egzekucję do „lazaretu”[11].
Pies, który był symbolem ofiarności. Pies, który słynie z tego, że ratuje ludzi w potrzebie. Pies z rasy świętego Bernarda. Pies, którego pamiętam jeszcze z rysunków z dziecięcych bajek, z uwieszoną butelką rumu służącą do ratowania zasypanych i zamarzniętych w śniegu. Ten szlachetny pies, tresowany umiejętnie przez swojego pana, stał się tutaj dziką bestią działającą na podobieństwo swojego właściciela i na jego rozkazy. Wyrywał pośladki więźniom, odgryzał genitalia. Rwał kawały mięsa z ludzkich ciał. Tym razem zarówno pan, jak i jego pies zabawiali się wspólnie skulonym w strachu więźniem. Pan bije i kopie, pies szarpie i gryzie. Jak podobna do siebie jest ta para – arcydzieła szatańskiej krwiożerczości.
Franz wykorzystywał również Barry’ego do tropienia i chwytania Żydów, którzy uciekli z transportów do Treblinki. Franciszek Ząbecki wspominał, że pewnego razu pies nie chciał uczynić krzywdy znalezionemu nieopodal torów kolejowych niemowlęciu, w konsekwencji czego esesman dotkliwie go pobił (ostatecznie dziecko zostało zabite przez samego Franza)[12].
Barry przejawiał agresję jedynie w obecności swojego opiekuna. W czasie powojennego procesu aż jedenastu ocalałych więźniów zeznało, że gdy Franza nie było w pobliżu, pies pozwalał, by go głaskano, a nawet się z nim bawiono[13].
Po likwidacji obozu w listopadzie 1943 roku esesman Willi Mentz odwiózł Barry’ego do Ostrowi Mazowieckiej. Tam oddał go pod opiekę doktora Friedricha Struwego, komendanta miejscowego szpitala wojskowego. Pies spędzał większość czasu w gabinecie swojego nowego opiekuna, a wśród szpitalnego personelu zdobył sobie przydomek „wielki cielak”. W tym okresie nie przejawiał żadnych agresywnych zachowań. W 1944 roku Struwe oddał psa swojej zamieszkałej w Szlezwiku-Holsztynie żonie, później trafił on pod opiekę jego brata. W 1947 roku został uśmiercony z powodu podeszłego wieku i złego stanu zdrowia[1].
W latach 1964–1965 przed sądem krajowym w Düsseldorfie toczył się proces Kurta Franza i dziewięciu innych członków personelu Treblinki. Postać Barry’ego tak często przewijała się w zeznaniach ocalałych więźniów, że sąd postanowił powołać na świadka etologa Konrada Lorenza. Miał on wyjaśnić przyczynę, dla której łagodny w innych okolicznościach pies przejawiał w obozie tak dużą agresję[11].
W swojej ekspertyzie, której wnioski przytoczono później w wyroku sądowym, Lorenz ocenił, że Barry podobnie jak inne psy – zwłaszcza nierasowe – instynktownie dostosowywał się do osobowości i nastrojów swojego aktualnego opiekuna. Tym samym nie należało dopatrywać się sprzeczności w fakcie, iż był śmiertelnie niebezpiecznym zwierzęciem, gdy Franz szczuł go na swe ofiary, a jednocześnie łagodnym i nieszkodliwym w innych okolicznościach, w szczególności, gdy znalazł się pod opieką innej osoby[14].